@izrael starszy - Żyd Żydowi nie równy a stary Izrael dawno sie skończył, nowy zaczął od morderstw.
Nie można się spodziewać, żeby zlewaczała Jewropa sprzyjała Polsce, ostatniej ostoi normalności.
Listy wyborcze PiS 2019. Smutek działaczy z Olsztyna
Wydawałoby się, że działacze powinni się cieszyć, że lokomotywą będzie osoba niekojarzona w 100 proc. z polityką i pozwalająca na pozyskanie nowych środowisk. – Jest uznanym naukowcem, uznanym lekarzem, prowadził Wydział Lekarski UWM, jest jego twórcą i to, myślę, zostało docenione przez Prawo i Sprawiedliwość, pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego. To pokazuje, że jesteśmy otwarci na różne środowiska, na różne punkty widzenia na Polskę i nie sięgamy jedynie po tych, którzy są tzw. twardym elektoratem, ale też chcemy pokazywał różne oblicza naszej partii – potwierdzał na antenie Radia Olsztyn Jerzy Szmit, szef PiS w okręgu olsztyńskim
PiS jak walec, a w polityce ważny jest suspens - rzecznicy PiS komentują jedynki na listach swojej partii
Okazuje się jednak, że opinii tej nie podziela wielu członków PiS w Olsztynie. Jak wielu, tego nie wie nikt, bo w partii tej oficjalna dyskusja z decyzjami prezesa nie jest możliwa. Wiadomo jednak, że oburzenie jest ogromne
Co jest jego przyczyną? Powodem jest fakt, że Wojciech Maksymowicz nie jest postacią zupełnie oderwaną od polityki. Był ministrem zdrowia w rządzie Jerzego Buzka. Potem należał do olsztyńskich struktur Platformy Obywatelskiej, a w ostatnich wyborach startował do Senatu z poparciem PSL. Obecnie związał się z Porozumieniem i jest doradcą Jarosława Gowina.
To właśnie współpraca z PO i Gowinem oburza tak bardzo działaczy. – To człowiek, który był blisko PO i PSL. A teraz związał się z Gowinem. Profesor to dobry fachowiec od medycyny, ale też polityczny karierowicz – uważa nasz rozmówca z olsztyńskich struktur PiS. – To, co się stało, to dla nas, ludzi PiS, jakbyśmy dostali w twarz. Rozmawiałem z wieloma kolegami i wszyscy uważamy, że to się nie powinno wydarzyć. My – „dzieci Jarosława Kaczyńskiego”, które od lat go wspierały, kiedy partia musiała walczyć o przetrwanie – staliśmy się mniej ważni od „adoptowanych dzieci” Gowina? To przecież Jarosław Gowin atakował PiS, kiedy był w PO. My wtedy roznosiliśmy ulotki i walczyliśmy o PiS.
Dalej działacz PiS wyjaśnia, że nie jest to tylko jego pogląd. – Kiedy usłyszałem o tej decyzji, miałem nadzieję, że to nieprawda [Wyborcza Olsztyn pisała o tym nieoficjalnie w piątek - red.]. W sobotę, kiedy wszystko się potwierdziło, usiadłem w fotelu i długo myślałem. Pytałem siebie, ile znaczymy dla Jarosława Kaczyńskiego. Jak to możliwe, że Jarosław Gowin rozdaje u nas karty i ma tyle siły, żeby teraz wcisnąć człowieka, którego uważamy za spadochroniarza? Jak mamy być wiarygodni wobec ludzi, którzy przez lata pracowali dla PiS? Teraz mamy prowadzić kampanię dla kogoś takiego? Dostałem mnóstwo SMS-ów od oburzonych kolegów – mówi.
Nie jest to przypadek, bo partia Gowina „podgryza” działaczy PiS z Olsztyna już od dawna. Najlepszym tego dowodem była zaskakująca kandydatura Michała Wypija z Porozumienia na prezydenta Olsztyna w ostatnich wyborach samorządowych. Działacze nawet drwili z polityka Porozumienia, kiedy ten podkreślał, że została „namaszczony” przez Jarosława Kaczyńskiego. Długo nie dawali wiary w taką decyzję, ale potem z podkulonymi ogonami musieli wspierać go w kampanii.
Teraz dowodów na dominację Porozumienia jest więcej. Kolejny dowód dostaliśmy w piątek, gdy posadę prezesa Warmińsko-Mazurskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej stracił Grzegorz Smoliński, popularny w Olsztynie polityk PiS. Jest niemal pewne, że posada trafi teraz do ludzi z Porozumienia, którzy już się z strefie ekonomicznej rozpychają. Mówi się także o tym, że w przyszłym rozdaniu - po zwycięskich dla prawicy jesiennych wyborach - Michał Wypij mógłby zostać wojewodą, zastępując Artura Chojeckiego z PiS
Działacze z Olsztyna przeskoczą do Gowina?
Działacze PiS są tym bardziej oburzeni, bo Porozumienie nie ma nawet posła z Olsztyna i tylko jednego przedstawiciela w radzie miasta. W myśl zasady „car dobry, bojarzy źli” swoje oburzenie działacze kierują jednak nie w kierunku Jarosława Kaczyńskiego, lecz na lokalnego lidera tej partii, czyli Jerzego Szmita
– Prezes może nie wiedzieć, jakie są nastroje w naszym regionie. To lokalny lider powinien obronić nas przed zakusami gowinowców. Tymczasem nie potrafił obronić szefa strefy ekonomicznej, a teraz zadbać o jedynkę dla kogoś od nas. Czy jestem oburzony? To mało powiedziane. "Przystawki" robią z nami co chcą, i to przed samymi wyborami. Jedynka na naszej liście dla Maksymowicza świadczy nie tylko o słabości, ale wręcz niebycie, jeśli chodzi o PiS okręgu nr 35. Wszyscy myślą tak samo, tylko nikt nie powie tego z otwartą przyłbicą, żeby nie wylecieć z partii.
O buntowniczych nastrojach mówi nam także inny działacz. – To prawda. Jest bardzo duże niezadowolenie. Wiem, że niektórzy działacze naszej partii, widząc skuteczność Porozumienia, zaczęli myśleć o przejściu do Gowina – wyjaśnia nasz rozmówca.
Dorota Wysocka-Schnepf: Jarosław Kaczyński zapowiada koniec z językiem agresji. Ucieszyło to pana?
Zbigniew Hołdys: Słyszałem o tym. Ja prowadzę taką strategię życiową, że ja go nie słyszę z reguły ani go nie widzę.
Języka agresji czy Jarosława Kaczyńskiego?
- Nie, jego. Język agresji to jest oddzielne zagadnienie i myślę, że ludzie dosyć często błędnie to definiują. Ale Kaczyńskiego nie słucham, bo to jest strata czasu po prostu. Nie można słuchać człowieka, który raz mówi to, raz tamto, a przede wszystkim niszczy kraj.
Wyborczy chwyt z tym końcem z agresją i po wyborach będzie znowu to samo?
- Myślę, że tak. Ja wprawdzie nie podejrzewam go o jakąś tam wielką zdolność operowania strategiami wyborczymi. Prawdopodobnie ktoś mu podpowiada, że trzeba tam kogoś schować na jakiś czas, żeby ludzie o nim zapomnieli.
Już nieraz tak było.
- I to działa. Ludzie są naiwni, bardzo. Zwłaszcza jeżeli przyjmiemy za podstawę tego całego działania to, że wyborcy PiS-u słyszą tylko jeden przekaz - że oni wszyscy, ludzie PiS-u, są szlachetni, uczciwi, mądrzy, dobrzy, anioły do rany przyłóż. I wstrętna niemiecka propaganda opozycji, zdrajcy, chcą Żydom oddać pół Polski, zabrać wam 500+ itd., itd. I wtedy na tym tle wychodzi Kaczyński i mówi: "Proszę was, już nie niszczcie tej Polski, bądźmy grzeczni, razem spróbujmy coś zrobić", ale podkład jest taki - zniszczyliście Polskę, mówi do opozycji, to już przestańcie ją niszczyć, pogódźmy się. To w ogóle koszmarny żart jest oczywiście.
Rozumiem, że nawiązuje pan też do telewizji publicznej i tego, co tam się pojawia?
- To wszystkie media, które są publiczne. A to jest o tyle straszna rzecz, że to jest przecież gdzieś w teorii nasza własność. Natomiast to, że inne gazety powstały, które jadą równo plwociną od rana do wieczora... To trzeba przyznać - osiem lat Platformy PiS wykorzystał na zbudowanie kapitału zarówno materialnego, jak i medialnego. Kolosalnego, który opanował co najmniej pół Polski.
Publicysta Robert Mazurek, którego trudno podejrzewać o sympatię do opozycji, napisał list otwarty do szefowej "Wiadomości" Danuty Holeckiej, dosyć bezwzględny. Przytoczę tylko parę słów: „W tępej propagandzie sukcesu jesteście gierkowscy, w nagonkach na opozycję gomułkowscy, a w estetyce jaruzelscy. Tyle że za Jaruzela było klarowniej, bo oni przynajmniej występowali w mundurach, a wam ich nie sprawiono”. Celnie?
- Ostatnie zdanie jest głupie, bo wiadomo, że ono jest takim zabiegiem retorycznym. No długo pisał ten list. Ludzie, którzy mają rozum, to wszystko, co on wypisał po czterech latach, widzieli od pierwszego dnia.
Może nie oglądał?
- Służył im, żeby doszli do władzy. Naprawdę, to nie jest anioł. On nie sfrunął z raju, żeby nas zbawiać. Dołożył swoją cegiełkę do tego, żeby ta ciepła woda w kranie Tuska wszystkim wyszła bokiem. A teraz jego owoce, trochę jak przy GMO, rozbuchały i wyrosły ponad miarę. Każdy, kto zna komunizm czy socjalizm, bo ja ostrożnie z tymi terminami, na własnej skórze to odczuł, kto się przyglądał, niekoniecznie stanowi wojennemu, wszystkiemu, co było wcześniej, to wie, że to jest w tej chwili gorsze. Tamto nie było tak agresywne. To jest niesamowite, że komunistyczna propaganda, owszem, jechała równo, kreowała świat i przy swojej własnej linijce rysowała prawa i reguły, które były jak z Australii - do góry nogami względem rozumu, logiki, prawdy itd. Ale to były pojedyncze przypadki. Pomijam 1968 rok, kiedy zaatakowali Żydów, ale tak generalnie to były pojedyncze przypadki, kiedy nagle ktoś w przemówieniu wybuchnął i na Jasienicę się rzucił albo na Kuronia z Michnikiem. To były naprawdę rzadkie przypadki.
A teraz?
- Teraz przecież jest jazda od rana do wieczora. Haniebna, nieludzka. Żyjemy w świecie, który ja nazywam światem i czasem bez reguł. Tu już nie ma reguł. Nie istnieją ani moralność, ani prawo. Tu każdy może zrobić, co chce, napisać, co chce, sponiewierać dowolnego człowieka, zarzucić mu czy przypisać mu jakieś grzechy nieistniejące, czyli zafałszować jego wizerunek. Pamiętam jak dziś, jak Trump jechał - nie chcę skłamać, do Paryża - i przywitały go zamieszki. To było rano. Kiedy zobaczyłem te zamieszki, to powiedziałem, że tak powinno się go przywitać w Polsce. Ja mam negatywny stosunek do Trumpa, akurat tak się składa.
Tutaj miał inne przyjęcie.
- To nieistotne. Istotniejsze jest to, że godzinę później te zamieszki przerodziły się w naprawdę bardzo agresywne zachowania: palenie samochodów itd. Natychmiast usunąłem swój wpis. Ale pan Brudziński poświęcił mi uwagę: Hołdys zachęca do podpalania samochodów, do zniszczenia, tam się krew lała i jemu też na tym zależy. Jak ja widzę takie manipulacje, które są szmirowate, ale są serwowane niagarą telewizji publicznej i tym podobnych mediów, to muszę wiedzieć o tym, że skutki są straszne. Ludzie są podpuszczeni, podjudzeni, agresja nie ma granic i kłamstwo nie ma granic. Ja mógłbym powiedzieć, nie wiem, że byłem na Marsie wczoraj. Ktoś się puknie w czoło, ale ktoś inny w zalewie wiadomości powie: a może? Takie czasy.
Tyle samo z prawdą mają słowa Jarosława Kaczyńskiego, też z tego weekendu, że Polska jest wyspą wolności w Europie?
- (śmiech) No, jest wyspą wolności... On się śmiał jak zieloną wyspą była za Tuska, bośmy ekonomicznie przetrwali. I on teraz z tego żłobu czerpie zyski. No pewnie, że nie jest. Jak się wyrzuca, mam wyliczać? Sędziów mam wyliczać? Prokuratorów? Propaganda ohydna, taka najstraszliwsza, a ona jest goebbelsowska z zasady, polega na tym, żeby wymyślić problem, winowajcę i zaatakować ich tak, żeby ludzie uwierzyli, że to rzeczywiście miało miejsce. Przed wojną Żydów wykreowano do roli takiego hegemona zła i zbudowano na tym cały nazizm. A tutaj mówi się np. któregoś dnia, zupełnie bezkarnie: nie pozwolimy, żeby Polska weszła do strefy euro, bo wszyscy na tym stracą, Polacy biedni, będziemy bronić portfeli Polaków do ostatniej kropli krwi. Nikt nie chciał wejść do strefy euro! To zostało wymyślone i przez tydzień jechano tym.
Co więcej - my nie spełniamy warunków, które by nam na to pozwalały. Nikt by nas nie przyjął.
- To Tusk świetnie wyśmiał. Teraz jest, i to mówi w telewizji facet: przecież my wiemy, że Platforma chce zalegalizować LGBT, wszystkie te związki i homoseksualizm wprowadzić do szkół. I mówi to człowiek prosto do kamery. To jest ich program - oznajmia. I wiadomo, że to jest kłamstwo, ale ono jest rzucone po to, żeby Kościół za chwileczkę powiedział, że nie dopuścimy do tego. I właściwie już w tej chwili wszystkie pedały są złe, będziemy na nich polować, bo nasze dzieci są zdrowe. A ten temat w ogóle nie istnieje.
To znów cytat z weekendu, z Jarosława Kaczyńskiego: nie musimy upodabniać się do Zachodu i stać pod tęczową flagą, możemy stać pod biało-czerwoną.
- I jeździć polonezami, tak jak mówił kiedyś Waldemar Pawlak. Albo syrenką. Albo czymś, co Polska teraz robi. Jakiś samochód w ogóle Polacy teraz robią poza tym, że skręcają czasem w zachodnie? Chyba nie. No to niech nie je połowy rzeczy - każdy jogurt, który pije, jest niemiecki, niech uważa.
Legalizację związków partnerskich zapowiedział Grzegorz Schetyna podczas konwencji programowej. Słusznie?
- Zdaje się, że strona prawicowa widzi w tym wyłącznie homoseksualistów. To jest dla mnie straszne, to obraża w jakimś sensie logikę, ale też rani naprawdę moje głębokie, humanistyczne poczucie wartości i człowieczeństwa. W Polsce w tej chwili - to jest statystyka, którą przeczytałem w kilku miejscach - około 50 proc. par się rozwodzi. Wzięli ślub, cywilny czy kościelny, po czym, niestety, znalazły się przyczyny i nimi należałoby się może nie tyle zająć, ile im się przyjrzeć, żeby je zredukować. Bo coś powoduje, że ludzie zakochani nagle potem odchodzą od siebie. Coś ich odpycha.
I dodajmy, że te sytuacje dość często zdarzają się też w środowiskach obozu władzy.
- Wszędzie. To jest w ogóle tendencja ludzka, że z jakiegoś powodu ludzie rezygnują z trwałych związków, tak jakby nie mogli ich utrzymać. Nie tylko materialnie, ale emocjonalnie, nie są w stanie znosić presji mediów, agresji, sytuacji życiowych, wyścigu szczurów itd. Ludzie, zamiast przychodzić do domu i tulić żonę, tulić dzieci, przychodzą zdenerwowani, rzucają talerzami o ścianę, bo to wszystko, co dzieje się naokoło, jest właściwie tlącym się lontem zła. I ci ludzie często zawierają związki, mówiąc krótko: tworzą pary z innymi partnerami, i nawet często mówią - mamy dzieci i nie chcemy brać ślubu. To są regularne rodziny, tylko nie mają tego kwitu, który pozwoliłby im na to, żeby pójść do szpitala, zarejestrować czy odebrać wspólne dziecko ze szkoły. Korzystać z konta...
I ten związek partnerski by im na to pozwolił.
- Tak, chodzi o pewne regulacje prawne. Ja myślę, że w sprawach związków partnerskich - ja nie chcę tu szafować, ale prawdopodobnie 70 proc. czy 80 proc. związków partnerskich to są takie, a może nawet więcej. Te związki partnerskie, które dotyczą jednopłciowych par, to jest na pewno o wiele mniejszy procent. Statystyki o tym mówią po prostu.
To tylko jeden z elementów założeń programowych Koalicji Obywatelskiej, które poznaliśmy w weekend. Do tej pory słyszeliśmy utyskiwania, że opozycja w rozsypce, że programu nie ma. Teraz ten program jest, i jak patrzy pan całościowo na to, co Grzegorz Schetyna zaproponował, to jest to program dobry, który może pociągnąć wyborców?
- Pani Doroto, ja się nawet specjalnie nad tym nie zastanawiam, bo sytuacja jest taka: Polska wpadła w tak niemoralny czas przez PiS, w tak niemoralny, że mi się nawet nie chce przyglądać temu, czy ich działania ekonomiczne są dobre, czy złe. Bo oni po prostu zniszczyli tkankę międzyludzką. To jest zbrodnia największa.
Ale wszyscy mówią, że bycie anty-PiS-em nie wystarczy.
- W ostatnich dniach pojawiły się spory, ludzie po tej opozycyjnej stronie krytykują Schetynę, czepiają się, że nie ma tego, że nie ma tamtego. Dlaczego tak jest? Dlatego, że rzeczywiście anty-PiS istnieje społecznie. Nie jako organizacja, nie jako partia, nie jako koalicja. Są ludzie, którzy mają dość tej partii.
Jako wspólne poczucie niezgody na to, co się dzieje?
- Tak, niezgody na to, co się dzieje. Na styl, na tę Holecką, na te wszystkie ohydne rzeczy, na te nagrody, na agresję i pogardę płynącą z każdej wypowiedzi.
Ale z drugiej strony mamy te 500+ na to, na tamto, może na coś jeszcze.
- I dobrze. Ja bym oczywiście mógł powiedzieć, że mnie dziwi, dlaczego Platforma nie zrobiła tego ruchu. Miałem na ten temat rozmowę z ówczesnym premierem Tuskiem i zadałem pytanie, dlaczego on nie wykona jakiegoś gestu w stronę prawicy. Ja nie miałem pojęcia, jaki to może być gest. On powiedział: a jaki by pan wykonał? Ja mówię: - Gdybym wiedział, tobym był premierem, nie mam pojęcia. To trzeba było dać 500 i już. Nigdy by ten PiS tu do władzy w ogóle nie doszedł. Ale 500+ to może trzeba zostawić. Chociaż to się okaże. Logika mówiła o tym, że można dać ludziom pieniądze, bo oni je będą wydawać, a więc będą płacić od nich podatki, wszystkie VAT-y, nie-VAT-y po drodze i te pieniądze wrócą w znaczącej części do budżetu państwa. Pisałem na ten temat ze 3-4 lata temu, że w jednej prowincji kanadyjskiej i gdzieś w Finlandii wprowadzono tzw. dochód gwarantowany, czyli wszystkim ludziom dawano tam tysiąc euro, powiedzmy, czy tysiąc dolarów. Za nic. Za to, że żyją. Trochę to jest perspektywicznie piękne, dlatego że jeżeli robotyka ogarnie świat, to wszyscy ludzie będą bezrobotni, a za coś muszą żyć. Więc może dawać im pieniądze, a oni będą kupować. Elon Musk nawet powiedział, że ponieważ jego fabryki samochodów obsługują już teraz prawie wyłącznie roboty, to on za każdego takiego robota może płacić podatek równoważny, nie wiem, 50 robotnikom, żeby oni mieli za co żyć, jak ich zwolni. Więc te rzeczy mogą istnieć. A w tym momencie ta strona rządowa to jest zamurowany jakby w jednym obozie, w baraku, w celi tłum ludzi mówiących jedną myślą, jednym głosem, który wysyła antenka z Nowogrodzkiej i na tym sprawa jest zamknięta. Tam nie ma żadnych przecieków o żadnych konfliktach, o różnych dyskusjach, sporach. Nagle bum, ustawa w nocy wyskakuje, wszystko jest załatwione.
I to piekielnie dobrze działa.
- To działa jak sprawna maszyna niszczenia. Bardzo sprawna. Niszczarka, która się nie psuje. Natomiast po tej stronie ma pani filozofa, ekonomistę, drugiego ekonomistę i ten drugi mówi: ja to bym wolał, żeby w rolnictwie zrobiono to czy tamto. A drugi mówi, nie w rolnictwie ja bym zostawił... I okazuje się, że oni mają wobec siebie różnego rodzaju „ale”. Dlaczego tak jest? Bo po tej drugiej stronie, która jest moralnie i estetycznie anty-PiS-em, z zasady są różni ludzie. Są konserwatyści, są liberałowie. Jest Biedroń i jest Niesiołowski.
I oni powinni się w jakiś sposób jednak połączyć i jednym blokiem pójść do wyborów?
- No właśnie do tego zmierza presja medialna. Że nie wolno krytykować ani komentować, ani nic mówić na temat programu Schetyny, bo jak krytykujesz program Schetyny, to jesteś zwolennikiem PiS-u. Obłęd jakiś, bo to trochę zalatuje jednakowymi drelichowymi mundurkami Mao - mamy być wszyscy jednakowi. Po tej stronie się tak nie da. Po tej stronie dobry przywódca prawdopodobnie wygłosiłby mowę, która by powiedziała: musimy iść razem. Nie do polityków z innej partii, z którymi jest w sporze i nie może się dogadać, tylko do narodu. Tak jak przemawiał Kennedy czy jak przemawia Obama, czy wielu innych wielkich prezydentów amerykańskich - spieramy się, kłócimy, ale słuchajcie.
Ale koniec końców ci ludzie muszą iść na kogoś głosować. I jak tych list będzie kilka, to co?
- A ja nie wiem, czy ich będzie kilka, tylko my mówimy o dwóch różnych sprawach. Nad tą częścią narodu, która nie chce PiS-u, fruwają jakieś partie, które mają naprawdę niewiele, bo 50 tysięcy, 10 tysięcy, członków. Co to jest w ogóle? Połowa wszystkich sektorów na stadionie Legii. I to jest partia, która chce rządzić Polską.
Ten Kennedy w Polsce jest? Pan go widzi?
- W tej chwili nie. Ja patrzę w przyszłość. Widzę, że w PiS-ie są głąby po prostu i na tym trzeba zakończyć komentarz. Demiurdzy kłamstwa wprowadzają ludzi w złe wibracje i prowadzą ich właściwie nie wiadomo w którą stronę. Trochę to sektę przypomina, niestety. Trzeba pamiętać, że sekta Jima Jonesa to byli ludzie, którzy bardzo wierzyli w Boga i poszli się po prostu zabić dla przywódcy. Polacy są trochę rozsądniejsi, ale po drugiej stronie ten, co dorwał władzę, ani myśli jej wypuścić, bo to jest łakomy i prestiżowy kąsek. Zresztą w ogóle to tak jest, że oni się tej władzy trzymają chyba z łapczywości własnej takiej, że mam. Tak samo jak Trump w Ameryce, co wszyscy mówią, że on Amerykę traktuje jak łup po prostu, że to jest jego zdobycz. Tymczasem są ludzie, ja widzę tę całą nową falę z panią Dulkiewicz na czele, która jest moim zdaniem wyjątkową postacią. Wiem, że ja już jej raz przykleiłem kartkę „uwaga wróg”, czyli krótko mówiąc, powiedziałem, że moim zdaniem ona powinna być ogłoszona jako premier tej przyszłej koalicji. Jako nowa twarz, która pociągnie i młodych, którzy w niej widzą potencjał. Bo widzą - byłem w Gdańsku i widziałem, jak ją młodzi szanują, jak ją podziwiają, lubią, rozumieją, jak wiedzą, że to jest niezgrana karta. Jak wiedzą, rzecz niezwykle ważną - że to jest kobieta. Ja jestem feministą z krwi i kości i od razu coś powiem materialnego w tej sprawie, to już pomijam, że swoją żonę kocham i szanuję bardzo i dźwiga ten nasz dom, to jest coś jeszcze innego. Świat się prawdopodobnie znudził w tym męskim wydaniu. Ludzie czekają, gdzie jest ten nowy Kennedy. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że pojawienie się kobiet - prawie jak w Kongresie amerykańskim, weszło ich tam, nie wiem, ze dwanaście - odmieniło w ogóle fotografię w gazetach. Że nagle to inaczej wygląda, że nie są to ci sami faceci w podobnych garniturach czy krawatach itd. Tylko to są dziewczyny - jedna ma szminkę, druga ma kok, a trzecia ma coś. To jest inny świat, inaczej wygląda, jest w nim więcej subtelności, wymusza w jakimś sensie taktowne zachowania. Zwłaszcza że tamte akurat nie mają temperamentu pani Mazurek i mówią po prostu pięknie, nie agresywnie, tylko pięknie i mądrze. W związku z tym ja twierdzę, że nadzieja jest w kobietach. I jak słucham pani Oli Dulkiewicz czy pani Zdanowskiej i paru jeszcze innych dziewczyn, to uważam, że warto by było patrzeć w tę stronę. W ogóle one są świetnymi polityczkami.
A jak pan patrzy na fotografię Polski, taką wyimaginowaną jeszcze w tej chwili, po jednym z tych październikowych weekendów, to jaka to będzie Polska?
- Nie mam pojęcia.
Ale patrzy pan z nadzieją?
- Wszyscy chcą, żeby patrzeć z nadzieją i wołać: "Zwyciężymy!". Co skanduje opozycja od czterech lat. To jest taka mantra, która ma spowodować, że się rozstąpią asfalty, Mojżesz przyjdzie i zbawi Polskę. Nie, nic się takiego nie stanie. Jeśli się nie zastosuje paru technik, zwyczajnych technik wyborczych, które są po prostu obłędne. Jedno powiem, czego Schetyna nie zrobił, a co ja bym zrobił na pewno. Wiem, że wszyscy dokładają swoje sprawy: dlaczego o armii nie powiedział, dlaczego o kulturze nie powiedział, wyliczyli te wszystkie rzeczy. Ja mam żal o jedną rzecz, że nie powiedział. Nie powiedział niczego, co by było zaadresowane do młodego pokolenia. Wprost, że to jest dla was. Bo tam ten PIT zerowy, który jest dla garstki młodych, mami ludzi, że młodzi pod władzą PiS-u będą mieli lepiej. Nie, potem przyjdzie 26. rok życia i dostaną ten podatek i wtedy otrzeźwieją. Najważniejszą rzeczą, prawem człowieka, jest prawo do edukacji. Państwo polskie powinno zagwarantować edukację do poziomu licencjatu każdemu człowiekowi, który ma taki zamiar. I powinno za to zapłacić, koniec. Bo to jest inwestycja. Nie inwestycja wyłącznie w budowanie dróg, gdzie młodzi mogą w pocie czoła w upały wylewać asfalt. Znam wielu młodych ludzi, którzy zaharowują się, żeby zarobić na czesne, żeby skończyć uczelnię. Gdyby to powiedział, to byłby gest, którego zabrakło w stronę młodych. A ich jest znowu, jak co cztery lata, co najmniej kilka milionów. Co najmniej dwa miliony nowych głosów to są młodzi, którzy po raz pierwszy będą głosować. Bo wtedy mieli 16 lat, dziś będą mieli 20. Wtedy mieli 14 lat, dziś będą mieli 18 i urna stanie przed nimi. Oni muszą zagłosować na kogoś, kto będzie im przyjazny, nie na banialuki. Owszem klimat będzie ich kusił, bo młodzi są wystraszeni tym, co im tutaj zostawiamy.
Ale to nie wszystko.
- Tak, ja twierdzę, że przekupywanie młodych jest demoralizujące. A dorosłych? Daje się 500 dorosłym, oni coś z tym robią, nie wiemy co. Myśli pani, że to jest tak: "Synku, dostałam na ciebie 500, masz tu i kup sobie czekolady i idź się ucz"? Nie, tak nie jest. Natomiast gdyby im zagwarantować edukację. To mi się bardzo podoba w programie Alexandrii Ocasio-Cortez - cztery prawa człowieka. Prawo do zdrowia, czyli medycyna - człowiek nie jest winien temu, że się rodzi z wadą genetyczną. Niepełnosprawni, wszyscy ludzie powinni być leczeni i państwo powinno w tym uczestniczyć. Edukacja - to jest prawo człowieka, dostęp do edukacji, to już dawno mówiła Konopnicka i mówił Mickiewicz. Trzecie to jest prawo do dachu nad głową. To u nas, w Polsce, w mniejszym stopniu występuje, bo raczej chodzi o to, żeby nie było bezdomności. I czwarte prawo to prawo do Ziemi, w sensie klimatycznym, nie można jej niszczyć. I tyle. Młodym edukację za darmo. Do licencjatu.
To się Hołdys nagadał. Nieważne że głupio, ważne że dużo.
A chociż przeczytałeś ze dwa zdania, że już wiesz?
Przeczytałem cały wpis i zamieściłem swoją krótką recenzję.
Jeśli przeczytałeś cały wywiad i do takich doszdłeś wniosków do znaczy, że masz klapki na oczach i nie potrafisz myśleć samodzielnie. No cóż w kupie zawsze bezpieczniej i widać dla ciebie to nic, że kupa śmierdzi.
CBOS @CBOS_Info
[4-11.07.2019] Czerwcowa poprawa opinii o Kościele rzymskokatolickim okazała się tymczasowa – w lipcu notowania tej instytucji ponownie się pogorszyły. Jej działalność pozytywnie ocenia niespełna połowa badanych (48%, -5 p.p.), a blisko dwie piąte (38%, +4 p.p.) ją krytykuje.
No i co z tego? Kościół to wierni oraz kapłani i biskupi, kardynałowie, czyli hierarchia.Źle bardzo, że NIEKTÓRZY kapłani czy biskupi dopuścili się grzechu homo czy nawet pedofilii i było to kryte. Ale to tylko ludzie, którzy okazali się niegodni i powinni odejść z Kościoła. Tym bardziej, że to są ludzie, którzy powinni dawać przykład jak ma żyć prawowierny katolik i nie sprawdzili się. Nie można całego Kościoła Katolickiego obarczać ich grzechami, bo zdecydowana większość kleru jest w porządku. To tylko ludzie wrodzy Kościołowi rozdmuchują to na cały Kościół. A my, świadomi ludzie nie mozemy iść na lep tych wrogich Kościołowi demagogów.
Jaki ty jesteś śiadomy? Na religii cię uczyli o stworzeniu świata przez Boga a na przyrodzzie o teorii Darwina. Sieczkę masz w głowie i na każdą okazję wybierasz to co ci pasuje.
Księża to głownie zakompleksiona wioska z negatywnego naboru. Formatowania nie ma żadnego no bo jak. W takim Elblągu w seminarium jest siedmiu kleryków to jesłi kogoś wywalą to niby-fachowcy stracą fuchę.
Nikt nie każe Ci wierzyć w Boga ani chodzić do kościoła. Ale nie możesz też obrażać innych ludzi, bo mają inne zdanie niż ty. W różnych miejscach uczą róznych rzeczy a ludzie maja wolną wolę i wybierają sobie co chcą. Gdyby ludzie nie potrzebowali wiary w Boga, to nie byłoby żadnych religii. A ci zwalczający KK to też mają swoją religię, tylko nie zdają sobie z tego sprawy, bo są zbyt tępi. Nawet niewierzący ale mądrzy, wiedzą ze wiara w Boga ludzi uszlachetnia. Sprawia, że ludzie są lepsi, bo ich religia chrześcijańska mówi - nie czyń drugemu tego, co tobie niemiłe oraz że wszyscy ludzie są dla siebie braćmi, bliźnimi.. Inne religie też mówią na ogół to samo, za wyjątkiem islamu, który mówi - śmierć niewiernym i co bardziej fanatyczni islamiści to wykonują. Znowu religia żydowska mówi swoim wyznawcom, że są narodem wybranym, czyli są lepsi od innych, od gojów, którzy są od Żydów wobec tego gorsi. No bo jak jak jedni są lepsi, to wiadomo, że inni są gorsi. Jak widzisz, wartości katolików są naprawdę cennymi wartościami i warto je szanować, nawet przez niewierzących. Inna rzecz, że nie wszyscy katolicy przestrzegają nakazów swojej wiary ale to już rzecz tych ludzi a nie ich wyznania.
Żydowka religia jest najstarsza.
I najbardziej szowinistyczna.
I rasistowska.
I szczególnie antykatolicka.
A katolicka to jedyna prawdziwa
Z rozbawieniem obserwowałem wygibasy prawicowych polityków i propagandystów z prorządowych mediów, którzy próbowali jakoś wytłumaczyć członkostwo prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej w Socjalistycznym Związku Studentów Polskich (SZSP) w czasach PRL. Kiedy Onet opublikował tę informację, natychmiast ruszyli Przyłębskiej z odsieczą.
Julia Przyłębska w komunistycznej młodzieżówce. Prezydentowi to nie przeszkadza?
Z czego jest dumna Julia Przyłębska?
Historyk z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu prof. Wojciech Polak objaśniał w TVP Info, że z przynależności do SZSP nic nie wynikało. - Na początku studiów wypełniano ankietę, formalnie większość tam należała, nie przykładając do tego większej wagi. Osób takich, jak prezes Przyłębska, które przynależały wyłącznie na papierze, było mnóstwo – argumentował.
Prezydencki doradca Andrzej Zybertowicz perorował u Moniki Olejnik, że gdy Przyłębska należała do SZSP, organizacja ta nie była już komunistyczna, bo sami jej członkowie przestali wierzyć w tę ideologię.
Julia Przyłębska, prezes Trybunału Konstytucyjnego, działała w Socjalistycznym Związku Studentów Polskich
Dlaczego więc Przyłębska zataiła tę informację w CV, a pochwaliła się członkostwem w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów? Profesor westchnął i odparł, że „zamieściła informację, z której była bardziej dumna”.
Mąż Przyłębskiej chyba też nie jest za bardzo dumny z konspiracyjnego pseudonimu „Wolfgang” nadanego mu przez Służbę Bezpieczeństwa. Nie obnosi się z nim, bo przecież wiadomo, że w przypadku działaczy PiS konszachty z SB niewiele znaczą. W środowisku Przyłębskiego, podobnie jak w SZSP za czasów Przyłębskiej, wypełniano po prostu ankietę TW (tajnego współpracownika) i choć formalnie większość tego środowiska była TW, to nie przykładała do tego większej wagi.
Bezkompromisowa jak Krystyna Pawłowicz
Sprawa Przyłębskiej jeszcze nie ucichła, gdy „Fakt” dopadł Krystynę Pawłowicz. Okazało się, że i ta bezkompromisowa antykomunistka należała do SZSP. Ale jej nikt z szeregów PiS ani z prawicowych mediów na ratunek się nie rzucił. Jej radykalizm i chamstwo stały się przed wyborami obciążeniem dla partii (zresztą Pawłowicz ogłosiła odejście z polityki, ale już kiedyś to zapowiadała, a mimo to nadal może jadać obiady w ławach poselskich). Osamotniona posłanka broniła się sama na Twitterze: „Czy macie mi osobiście coś poważnego, politycznego do zarzucenia? Poza członkostwem w SZSP 43 lata temu, bez jakiejkolwiek aktywności politycznej dla PRL?”.
Krystyna Pawłowicz kończy z polityką? Zamknęła biuro w Sulejówku
Najwyraźniej Pawłowicz, choć zataiła w CV swój akces do SZSP, nie przywiązuje do tego większej wagi, podobnie jak Przyłębska i prof. Polak.
Jarosław Kaczyński na pewno rozgrzeszy z błędów młodości zarówno posłankę Pawłowicz, jak i prezes Przyłębską (tym bardziej, że ta druga ma jeszcze dodatkowe atuty - jest przemiła i świetnie gotuje). Tak jak rozgrzeszył posła Stanisława Piotrowicza (bo prokurator stanu wojennego nikomu nie zrobił krzywdy, a dwóm osobom nawet pomógł), a także pozostałych pisowskich postkomunistów i entuzjastów, m.in.: Wojciecha Jasińskiego, Krzysztofa Czabańskiego, Andrzeja Aumillera, Andrzeja Kryżego, Karola Karskiego (w 1988 r. kandydował do rad narodowych Związku Studentów Polskich z poparciem PRON-u) czy aktorkę Katarzynę Łaniewską (była w ZMP i PZPR) i satyryka Marcina Wolskiego - że wspomnę tylko bardziej znanych.
Czerwona chusta „Wolfganga”
Andrzej Przyłębski był TW "Wolfgang" - wynika z akt IPN
Prof. Polak, bagatelizując niewygodne fakty dla partii, której jest członkiem, wystawia sobie marne świadectwo jako naukowiec (z rekomendacji PiS jest szefem kolegium IPN). Sugeruje bowiem, że przynależność do „zsypu” (tak pogardliwie studenci nazywali SZSP) była masowa, a zatem nic nie znacząca. Nieprawda. Na większości uczelni „zsyp” wcale nie był organizacją masową. W latach 70., a już na pewno na początku 80., gdy dogorywał, członkostwo w nim było obciachem. Ale za to łączyło się z profitami, „zsypowska ” wierchuszka miała bowiem wpływ na zagraniczne staże naukowe, kontrolowała studencki rynek pracy (w spółdzielniach można było dobrze zarobić) i studencką turystykę zagraniczną.
Piotrowicz, Przyłębska czy Przyłębski, który oprócz pseudonimu „Wolfgang” nosił też czerwoną chustę Związku Socjalistycznego Młodzieży Polskiej (nie mylić z SZSP), choć uważają się dziś za awangardę patriotów, byli cynikami i oportunistami. Ludzie o takich właściwościach wiedli prym w „zsypie”, a dziś w PiS-ie.
Nie sądzę wcale, że w taki sposób można określić wszystkich członków SZSP. Historia i w tym przypadku nie jest czarno-biała. Zwykli studenci zapisywali się do tej organizacji z różnych powodów, czasem ze strachu, czasem po to, by móc rzetelnie wyuczyć się zawodu, robić coś ciekawego albo po prostu osiągać sukces zawodowy. Bez tej przynależności nie powstałoby wiele wartościowych prac naukowych, uczelnie nie wypuściłyby dobrze przygotowanych fachowców. Wielu „zsypowców” zachowywało się przyzwoicie, a w 1980 r. przeszło na właściwą stronę.
Kaczyński przymyka oko na własną postkomunę
Kaczyński i jego dworacy doskonale zdają sobie z tego sprawę. Mimo to atakują przeciwników politycznych, a także sędziów i prokuratorów, wyciągając im dawną przynależność. Tropią komunistyczne „złogi” w różnych miejscach, przymykając oczy na własną postkomunę.
Ta metoda okazuje się skuteczna. PiS rządzi i prawdopodobnie nadal będzie rozwalał demokratyczne instytucje i doił spółki skarbu państwa. Skoro jego metoda okazała się tak skuteczna, może warto by opozycja, walcząc z PiS-em w kampanii wyborczej, z niej skorzystała. Wzorce są gotowe. Na przykład okrzyk Brudzińskiego: „Cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje”.
W świetle wydarzeń ostatniego czterolecia oraz komunistycznych złogów ujawnianych przez media co i rusz w szeregach PiS-u, nie ma dziś w Polsce partii, do której ten okrzyk pasuje lepiej.
W sporze z "Wyborczą" zatrudnieni przez premiera Mateusza Morawieckiego biegli wycenili należącą do niego 15-hektarową działkę we Wrocławiu na 14,3 mln zł. Ciekawe jednak, że za podobne grunty położone w sąsiedztwie zapłacono w ostatnich latach co najmniej cztery razy więcej.
Sprawa opisanego przez „Wyborczą” okazyjnego zakupu przez premiera działki na wrocławskim Oporowie wróciła w minionym tygodniu, gdy opublikowaliśmy sprostowanie autorstwa Iwony i Mateusza Morawieckich.
Nie kwestionują w nim okoliczności nabycia gruntu – w 2002 r. bez przetargu, dzięki znajomościom z możnymi Kościoła, od jednej z wrocławskich parafii. I za 700 tys. zł, choć już wtedy grunt wart był ok. 4 mln zł. Sprostowanie dotyczyło jedynie sugestii, że dziś ziemia Morawieckich może być warta nawet 100 razy więcej, bo 70 mln zł.
W czerwcu br., już po naszym pierwszym tekście, Morawieccy zlecili sporządzenie operatu szacunkowego. Wynajęty przez nich rzeczoznawca wycenił działkę na 14,3 mln zł, czyli 95 zł za metr kw. Prawnicy premiera, żądając sprostowania, nie ujawnili nam jednak całości dokumentu. Nie wiadomo więc, na podstawie jakich danych został wyceniony grunt.
Wrocławscy rzeczoznawcy majątkowi są zgodni, że cena podana przez zatrudnionych przez premiera rzeczoznawców, nie odpowiada rzeczywistej wartości 15 ha ziemi. Już po publikacji naszego pierwszego tekstu o działce Morawieckich, jej wartość na blisko 60 mln zł (400 zł za metr kw.) szacował Leszek Michniak, założyciel i szef Wrocławskiej Giełdy Nieruchomości .
Dziś Tomasz Pajorski, prezes Stowarzyszenia Rzeczoznawców Majątkowych we Wrocławiu, mówi o operacie zleconym przez Morawieckich tak: – Ta cena absolutnie nie wydaje mi się realna. Ceny niezabudowanych działek na Oporowie z przeznaczeniem pod aktywność gospodarczą wahają się dzisiaj od 200 do 350 zł za metr kw.
Jak tłumaczy Pajorski, operat szacunkowy sporządza się na podstawie cen transakcyjnych, czyli takich, jakie osiągały w ostatnim czasie podobne sprzedawane w okolicy działki.
Dotarliśmy do szczegółów kilku takich transakcji. W lutym 2018 r. działka na Oporowie przeznaczona pod identyczną jak w przypadku gruntu Morawieckich aktywność gospodarczą sprzedana została za 365 zł za metr kw. Kolejna, w czerwcu, za 459 zł za metr kw., a w sierpniu – za 467 zł za metr kw.
– W 2019 r. zainteresowanie podobnymi gruntami nadal się utrzymuje. Są firmy, zwłaszcza polsko-zagraniczne, chętne na zakup działek inwestycyjnych – mówił nam w maju br. Leszek Michniak. I rzeczywiście, kolejna działka z przeznaczeniem pod aktywność gospodarczą na Oporowie „poszła” w lutym br. za cenę 492 zł za metr kw. Gdyby znalazł się chętny do kupienia przy takiej wycenie gruntu należącego do Morawieckich, musiałby zapłacić 73,8 mln zł. Czyli ponad sto razy więcej niż wtedy, gdy Morawiecki kupił ją od Kościoła.
O udostępnienie całego operatu szacunkowego – wraz z cenami działek, które brane były pod uwagę przy sporządzaniu wyceny - zwróciliśmy się do jego autorki, rzeczoznawcy majątkowego Anny Michalak. Odmówiła jego ujawnienia. – Nie mogę tego zrobić bez zgody zleceniodawcy – poinformowała nas Michalak.
Prośbę o ujawnienie dokumentu skierowaliśmy więc do występującego w imieniu Iwony i Mateusza Morawieckich mecenasa Marka Markiewicza z kancelarii Markiewicz i Wspólnicy. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
Jeszcze w maju premier i jego małżonka zapowiadali, że publikacje „Wyborczej” o działce na Oporowie naruszają ich dobra osobiste i wystąpią przeciwko redakcji na drogę sądową. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej informował o tym wynajęty przez Morawieckich mecenas Dariusz Tokarczuk z kancelarii prawnej Gide Loyrette Nouel. Żaden pozew do „Wyborczej” jednak nie wpłynął.
Po ujawnieniu sprawy kościelnej działki i faktu przepisania jej później na żonę (to dlatego nie można jej odnaleźć w oświadczeniu majątkowym szefa rządu) Mateusz Morawiecki, ale także inni politycy PiS zapowiadali stworzenie przepisów, wedle których ujawniany byłby majątek nie tylko najważniejszych osób w państwie, ale również ich współmałżonków.
Od tamtych deklaracji minęły dwa miesiące, a o pracach nad wprowadzeniem takiego prawa nie słychać.
Cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje - ten okrzyk już na zawsze przylgnął do komuchów i platformatych i nic i nikt już tego nie zmieni.
Czytałeś to co wklejone jest powyżej?
Z rozbawieniem obserwowałem wygibasy prawicowych polityków i propagandystów z prorządowych mediów, którzy próbowali jakoś wytłumaczyć członkostwo prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej w Socjalistycznym Związku Studentów Polskich (SZSP) w czasach PRL. Kiedy Onet opublikował tę informację, natychmiast ruszyli Przyłębskiej z odsieczą.
Julia Przyłębska w komunistycznej młodzieżówce. Prezydentowi to nie przeszkadza?
Z czego jest dumna Julia Przyłębska?
Historyk z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu prof. Wojciech Polak objaśniał w TVP Info, że z przynależności do SZSP nic nie wynikało. - Na początku studiów wypełniano ankietę, formalnie większość tam należała, nie przykładając do tego większej wagi. Osób takich, jak prezes Przyłębska, które przynależały wyłącznie na papierze, było mnóstwo – argumentował.
Prezydencki doradca Andrzej Zybertowicz perorował u Moniki Olejnik, że gdy Przyłębska należała do SZSP, organizacja ta nie była już komunistyczna, bo sami jej członkowie przestali wierzyć w tę ideologię.
Julia Przyłębska, prezes Trybunału Konstytucyjnego, działała w Socjalistycznym Związku Studentów Polskich
Dlaczego więc Przyłębska zataiła tę informację w CV, a pochwaliła się członkostwem w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów? Profesor westchnął i odparł, że „zamieściła informację, z której była bardziej dumna”.
Mąż Przyłębskiej chyba też nie jest za bardzo dumny z konspiracyjnego pseudonimu „Wolfgang” nadanego mu przez Służbę Bezpieczeństwa. Nie obnosi się z nim, bo przecież wiadomo, że w przypadku działaczy PiS konszachty z SB niewiele znaczą. W środowisku Przyłębskiego, podobnie jak w SZSP za czasów Przyłębskiej, wypełniano po prostu ankietę TW (tajnego współpracownika) i choć formalnie większość tego środowiska była TW, to nie przykładała do tego większej wagi.
Bezkompromisowa jak Krystyna Pawłowicz
Sprawa Przyłębskiej jeszcze nie ucichła, gdy „Fakt” dopadł Krystynę Pawłowicz. Okazało się, że i ta bezkompromisowa antykomunistka należała do SZSP. Ale jej nikt z szeregów PiS ani z prawicowych mediów na ratunek się nie rzucił. Jej radykalizm i chamstwo stały się przed wyborami obciążeniem dla partii (zresztą Pawłowicz ogłosiła odejście z polityki, ale już kiedyś to zapowiadała, a mimo to nadal może jadać obiady w ławach poselskich). Osamotniona posłanka broniła się sama na Twitterze: „Czy macie mi osobiście coś poważnego, politycznego do zarzucenia? Poza członkostwem w SZSP 43 lata temu, bez jakiejkolwiek aktywności politycznej dla PRL?”.
Krystyna Pawłowicz kończy z polityką? Zamknęła biuro w Sulejówku
Najwyraźniej Pawłowicz, choć zataiła w CV swój akces do SZSP, nie przywiązuje do tego większej wagi, podobnie jak Przyłębska i prof. Polak.
Jarosław Kaczyński na pewno rozgrzeszy z błędów młodości zarówno posłankę Pawłowicz, jak i prezes Przyłębską (tym bardziej, że ta druga ma jeszcze dodatkowe atuty - jest przemiła i świetnie gotuje). Tak jak rozgrzeszył posła Stanisława Piotrowicza (bo prokurator stanu wojennego nikomu nie zrobił krzywdy, a dwóm osobom nawet pomógł), a także pozostałych pisowskich postkomunistów i entuzjastów, m.in.: Wojciecha Jasińskiego, Krzysztofa Czabańskiego, Andrzeja Aumillera, Andrzeja Kryżego, Karola Karskiego (w 1988 r. kandydował do rad narodowych Związku Studentów Polskich z poparciem PRON-u) czy aktorkę Katarzynę Łaniewską (była w ZMP i PZPR) i satyryka Marcina Wolskiego - że wspomnę tylko bardziej znanych.
Czerwona chusta „Wolfganga”
Andrzej Przyłębski był TW "Wolfgang" - wynika z akt IPN
Prof. Polak, bagatelizując niewygodne fakty dla partii, której jest członkiem, wystawia sobie marne świadectwo jako naukowiec (z rekomendacji PiS jest szefem kolegium IPN). Sugeruje bowiem, że przynależność do „zsypu” (tak pogardliwie studenci nazywali SZSP) była masowa, a zatem nic nie znacząca. Nieprawda. Na większości uczelni „zsyp” wcale nie był organizacją masową. W latach 70., a już na pewno na początku 80., gdy dogorywał, członkostwo w nim było obciachem. Ale za to łączyło się z profitami, „zsypowska ” wierchuszka miała bowiem wpływ na zagraniczne staże naukowe, kontrolowała studencki rynek pracy (w spółdzielniach można było dobrze zarobić) i studencką turystykę zagraniczną.
Piotrowicz, Przyłębska czy Przyłębski, który oprócz pseudonimu „Wolfgang” nosił też czerwoną chustę Związku Socjalistycznego Młodzieży Polskiej (nie mylić z SZSP), choć uważają się dziś za awangardę patriotów, byli cynikami i oportunistami. Ludzie o takich właściwościach wiedli prym w „zsypie”, a dziś w PiS-ie.
Nie sądzę wcale, że w taki sposób można określić wszystkich członków SZSP. Historia i w tym przypadku nie jest czarno-biała. Zwykli studenci zapisywali się do tej organizacji z różnych powodów, czasem ze strachu, czasem po to, by móc rzetelnie wyuczyć się zawodu, robić coś ciekawego albo po prostu osiągać sukces zawodowy. Bez tej przynależności nie powstałoby wiele wartościowych prac naukowych, uczelnie nie wypuściłyby dobrze przygotowanych fachowców. Wielu „zsypowców” zachowywało się przyzwoicie, a w 1980 r. przeszło na właściwą stronę.
Kaczyński przymyka oko na własną postkomunę
Kaczyński i jego dworacy doskonale zdają sobie z tego sprawę. Mimo to atakują przeciwników politycznych, a także sędziów i prokuratorów, wyciągając im dawną przynależność. Tropią komunistyczne „złogi” w różnych miejscach, przymykając oczy na własną postkomunę.
Ta metoda okazuje się skuteczna. PiS rządzi i prawdopodobnie nadal będzie rozwalał demokratyczne instytucje i doił spółki skarbu państwa. Skoro jego metoda okazała się tak skuteczna, może warto by opozycja, walcząc z PiS-em w kampanii wyborczej, z niej skorzystała. Wzorce są gotowe. Na przykład okrzyk Brudzińskiego: „Cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje”.
W świetle wydarzeń ostatniego czterolecia oraz komunistycznych złogów ujawnianych przez media co i rusz w szeregach PiS-u, nie ma dziś w Polsce partii, do której ten okrzyk pasuje lepiej.
Jak dla was kościół ważniejszy od dzieci to co się...
Budżet obywatelski – głosowanieŻeby Zielonka mie miała placu zabaw dla dzieci to...
Budżet obywatelski – głosowanieZnowu kostka… za kilka lat fale. Dlaczego nie beton...
Jest projekt na ul. Kol. ZdrojeA może w Pasłęku marsz zorganizować?
Marszmamy problem moi mili. wczoraj (9 .12) przejeżdżałem...
potrzebny hycelmamy problem moi mili. wczoraj (9 .12) przejeżdżałem...
potrzebny hycelczy ktos w koncu zajmie sie bachorami z tymi...
dzieci na hulajnogachCzy ktoś montował pompe ciepła ale bez instalacji...
Pompa ciepła ale bez fotowoltaikiCzy ktoś montował pompe ciepła ale bez instalacji...
Pompa ciepła ale bez fotowoltaikiPON
4° - 7°
WT
3° - 5°
ŚR
0° - 3°
CZW
0° - 2°
PT
-1° - 3°
SOB
-1° - 2°
Towarzyskie ja rozumiem ze to w warszawie takie rzeczy sie mogly by dziac. ale ze juz tutaj do nas doszło to...
Towarzyskie mamy problem moi mili. wczoraj (9 .12) przejeżdżałem moim oplem insigną, przez jagiełły w strone...
Dodawanie ogłoszeń w kategoriach Nieruchomości, Praca, wiąże się z dodatkową opłatą. Pozostałe kategorie są darmowe.